WIELKI PIĄTEK 10.04.2020
„Dałeś mi poznać Twój ból i choć zrozumieć go do końca nie potrafię, to spróbuję go opisać tak, jak mi o tym opowiedziałeś.”
Poniżenie, wyszydzenie, osamotnienie.
Przecięta skóra, obita twarz, obnażona nagość.
Wyczerpanie, pragnienie, głód.
Ciężar, osłabienie, kpiny.
Osamotniony, oddalony od Pana, pusty.
Przyrównany do najohydniejszej zbrodni.
Każdy krok w bólu, każda część krwawi.
Odwodnienie, słabość, brak kontroli nad ciałem.
Coraz ciężej i ciężej, na samo dno.
Wydaje się, że ciężej być już nie może.
***
Przymusowa pomoc, jakbyś nie był wart litości jałmużny.
Upadek, wydaje się, że ostatni.
Upadek, już prawie konający.
Upadek…
Lecz oto cel blisko.
***
Każdy centymetr bolesny, nie ma śladu bez krwi.
I jeszcze jeden cios. Przebicie, które czuje się aż w mózgu.
Drugi cios, cierpi każdy nerw współczująco.
I te święte stopy przekłute „po sam czubek głowy”…
Kłujące ciernie, jak igieł kłucie lekkie,
Gdy w końcu dusić się zaczynasz, wisząc jak ścierwo ludzkie.
Wydaje się, że ciężej być nie może.
***
Potężny przygniatający ciężar.
Któż może znieść wszystkie cierpienia na raz?
Wyobraź sobie każdy swój ból, wszystkie utrapienia ciała
I dodaj do nich płacz matki, jej empatyczne cierpienie, łzy…
Dodaj strach, że Boga nie ma, że zostałeś opuszczony.
Twoje serce, duszę i ciało opuścił Bóg, nie ma go nigdzie i na pewno nie ma go z tobą.
To już koniec
Ciało rozrywa ból tak silny, że niemal pęka ono w szwach…
Ale nadal dochodzą kolejne cierpienia.
Skrajne odwodnienie, pozbawienie krwi, ból rozrywający i strach.
Boga nie ma, nikt cię nie uratuje!

Ale gdzieś tam w sercu tli się taka malutka nadzieja,
Że to wszystko ma sens, że nie pójdzie na marne,
Mimo że do ucha zły szepcze, że śmierć twoja dziełem jest przypadku
Że nie uratujesz dzięki niej tych wszystkich ludzi, którzy kiedyś cię kochali a dziś znienawidzili,
Boś zbluźnił przeciwko Stwórcy – samemu sobie!
A kimże On jest? Czyż nie Bogiem strasznym? Czyż to cierpienie to nie kara?
Gdzieś w głowie, pomiędzy jednym a drugim skurczem konających mięśni,
gdzieś w tej obezwładniającej duszności,
pośród szyderstw i płaczu
tli się wspomnienie.
***
Pamiętasz Ojca, przecież był ktoś taki! Ten ktoś kazał zrobić Ci coś bardzo ważnego!
Tylko co to mogło być?
Tak, to miała być ofiara święta…
ale jakże wydajesz się sobie teraz nieczysty i niegodny.
Bóg Cię opuścił, ukochany lud znienawidził, zostałeś ze swoim cierpieniem sam.
***
Jakie to niesprawiedliwe, za tyle dobra złem Ci odpłacono.
Nawet przez chwilę nie potrafisz ich nienawidzić,
Ale w słabość straszną popadasz i myślisz, że to już koniec.
Umierasz dziś po raz setny.
Ale wiara wygrywa!
Przypominasz sobie, żeś pokochał człowieka,
że nie ma dla Ciebie nikogo bardziej wartościowego niż druga istota.
I wtedy oczy Twoje padają na matkę.
To od niej zaczynasz.
Nie chcesz pozostawić jej samej, więc powierzasz ją opiece ucznia.
Ta nadzieja, że wszystko będzie dobrze, roznieca w Tobie inną nadzieję,
Że mimo iż wydaje Ci się, że Ojciec Cię opuścił
On trwa przy Tobie, mimo że ból przesłania Ci cały świat.
***
Jeszcze tylko chwila, jeszcze sekunda i będzie koniec.
A ten biedny łotrzyk, który obok Ciebie wisi…
Jak mógłbyś mu pomóc? Przecież i on potrzebuje litości.
Wzbijasz się ponad swoje cierpienie i przynosisz ukojenie słowem.
To Cię wzmacnia, dodaje otuchy, że zaraz będzie koniec.
Przychodzi senność…
Nagle strach zrywa Cię ze snu!
Paniczny lęk mówi Ci, żeś sam i że Bóg opuścił Cię na wieki.
Lecz oto nadchodzi kres.
Powierzasz się Ojcu i odchodzisz…
***
Nie czujesz już bólu, tylko ukojenie.
A później zostaje po Tobie cisza tak głęboka,
Że ocean nie jest w stanie policzyć tej głębokości.
To koniec, lecz jakże cichy.
Ciemność zapada, w oddali słychać grom.
I nagle wszyscy odkrywają kim byłeś,
Lecz jest już za późno.
Odszedłeś.

A głupi człowiek pyta: po co to cierpienie zbyteczne?
Przyjrzyj się dokładnie, jak Bóg poświęca się dla Ciebie,
Aby udowodnić Ci, jak bardzo Cię kocha!
Poniżył się z miłości do Ciebie, byleś mógł dostrzec ogrom Jego uczucia.
Zakochany szaleniec – możesz tak o nim myśleć.
Lecz On świadom był każdego słowa i czynu.
Nie było mowy o nieświadomym szaleństwie.
Przyrównany do najgorszego bluźniercy,
Koronę swoją złożył i godność,
Aby przekonać Cię, jak bardzo jest Ci bliski
W tym znoju, bólu i cierpieniu.
Upadł jeszcze niżej, najniżej, najboleśniej…
Niżej niż Ty!
Chciał zatrzeć między wami wszelkie różnice,
Pokazać, że możecie być przyjaciółmi,
Jak dobrze zaprawieni w boju żołnierze,
Polegać na sobie w najgorszym koszmarze,
A nawet w śmierci.
***
Poniżył się przed wrogiem, byle zyskać Twoją miłość
Poniżył się przed Tobą, aby zyskać Twoje zaufanie.
Czytasz i nie wierzysz słowom.
Dlaczego Najświętszy ze świętych miałby tak pokochać Ciebie?
Bo związał sam siebie miłością do Ciebie.
Stworzył Cię tak, aby nigdy nie zabrakło ci Jego miłości.
Połączył was MIŁOŚCI WIĘZIĄ, którą tylko sama śmierć wieczna może przerwać.
Wyobraź sobie wieczność, miłość i zakochanego w Tobie Miłosiernego.
Nie pojmujesz?
On w Tobie kawałek siebie umieścił,
Jako wieczne przymierze miłości,
Tak, aby samego siebie ku Tobie zniżyć.
To niemożliwe?
Spójrz co robi człowiek, aby oddalić się od Boga…
Czy gdyby Bóg go nie kochał, to czy pozwoliłby się obrażać?
Z miłości dał wolną wolę istocie, która nie do końca rozumie, co robi,
Z nadzieją, że gdy dowie się, jak bardzo jest kochana, to odwzajemni tę miłość.
Zakochany szalony błazen?
Nie! Świadomy, kochający i wieczny – Wszechmogący Stworzyciel Miłości.
WIELKI PIĄTEK 10 kwietnia 2020 roku – posłuchaj utworu na You Tube