Ratuj mnie Panie (3 października 2024)

Wiszę znowu pod świata sklepieniem, jak wisielec na postronku słowa złego. Ktoś napluł mi do duszy swoim oskarżeniem, ktoś uderzył moje serce znieczulicą. Obracam się dookoła swojej osi, wierząc w to, co mówią o mnie ludzie: że nie mam prawa z Tobą przebywać.

Po co schodzić na dół, gdzie ogień piekielny świat trawi? Nie ma Cię tam, nie znajduję śladu Twoich stóp.

Spoglądam w górę na sklepienie świata i… widzę, że wyciągasz do mnie swoją dłoń. Wyciągam i ja swoją. Chwytasz mnie i na powierzchnię wyciągasz. A ja? Chowam się w sobie, ze wstydu, którym świat mnie okrył.

Niegodna miłości, zbrukana, szalona. Otulasz mnie kocem ze swoich niebiańskich skrzydeł. Zapalasz mi światło święte na kaganku duszy. Tuż przy wejściu do Raju. Bramy otwarte, słychać przez nie głosy anielskie.

Powstaję.

Nie ma Cię już przy mnie, zniknąłeś. Potem niewidzialną ręką prowadzisz mnie do bram. Wchodzę i opuszcza mnie strach. Tamten świat pozostaje za mną, na podłym dole, tam gdzie tylko wykrzywione morale panuje.

Bramy zamykają się, a ciemny sad pachnący kwiatami, rozjaśnia się powoli przy dnia nowego początkach.

Nagle czuję Cię obok mnie. Chwytasz mnie za rękę i uśmiechasz się.

„Zostaw to wszystko i chodź za mną. Zaufaj mi.” Głos ten ciepły i ukochany znam z moich snów, poznałam go przed wiekami. Prowadzi mnie do Raju źródła, gdzie spokój serca odnajduję, otulona Jego ramionami.